" "

Avantgarde Trio Luxury Edition

Spokojnie, z powyższego, jak wynika z testu, pozytywnego w odbiorze słowotoku nie mam zamiaru się tłumaczyć. Powodem jest świetny odbiór kolumn nie tylko przeze mnie, ale również wielokrotnie nie do końca wierzących mi na słowo znajomych. Jubileuszowy zestaw ani razu nie zbliżył się do estetyki tubowej nadinterpretacji słuchanej muzyki. Ba powiem więcej. Nie tylko ja, ale również kilku gości sugerowało, że wysokie tony przy trafionej w punkt ilości informacji i rozmachu ich prezentacji, na tle znanych im innych tego typu konstrukcji były zaskakująco gładkie. Pełne ekspresji, ale czasem jakby minimalnie zbyt delikatne. Oczywiście bez ogólnej szkody dla obiektywnego obioru i być może dlatego takie fantastyczne, bo zbliżając się do typowej dla tego rodzaju zespołów głośnikowych maniery, mogłyby być już przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu. A tak mamy skrojony na miarę dźwięk dla wyedukowanego melomana. Czy idealny w każdym calu? Powiem tak. Jak wspominałem, test odbył się przy użyciu nie do końca idealnych w domenie natychmiastowości i energii oddania konturowego basu, modułów SUB231, a nie flagowych Basshornów. Dlatego też po złożeniu dedykowanej konfiguracji w pełni usprawiedliwienie spodziewam się jeszcze lepszych efektów jakościowych najniższego zakresu pasma akustycznego. To oczywiście nie oznacza, że podczas mojej zabawy z dobrze wpisującymi się w ogólny sznyt grania subami bas był ułomny. Przeciwnie, mimo oczywistych na tle starszych braci, naturalnych ograniczeń, okazał się być zaskakująco dobry. Jeśli – w to chyba nikt nie wątpi, coś w tej materii da się poprawić, nie pozostaje mi powiedzieć nic innego jak pełen szacunku slogan: czapki z głów. Komu dedykowałbym Avantgarde Acoustic Trio Luxury Edition 26? Bez kozery powiem, wszystkim bez względu na swój wzorzec dźwięku, co chyba dobitnie udowodniłem powyższym tekstem. Niestety są dwa problemy. Pierwszym jest nieubłagana limitacja zestawu. Natomiast drugim – spore, jednak zapewniam, w pełni usprawiedliwione sonicznie koszty ich nabycia. Jeśli sprostacie wymienionym przeciwnościom losu, macie pełne prawo oznajmiać znajomym melomanom, że prawdopodobnie złapaliście z pozoru nieuchwytnego króliczka.

Jacek Pazio, Soundrebels

W ramach krótkiego podsumowania śmiem twierdzić, iż nigdy nie dane mi było słyszeć jakichkolwiek konstrukcji tubowych, w tym również Avantgarde’ów, grających z taką finezją, kulturą i kremową gładkością jak Trio Luxury Edition 26 u nas i z naszym dyżurnym systemem. „Zwykłe” Trio były świetne i dawały niesamowitą przyjemność obcowania z oferowanym przez nie sposobem prezentacji. Jednak nie ma co się oszukiwać – 26-ki to zupełnie inna liga i intensywność doznań. Doznań, których dzięki ekipie Nautilusa, mieliśmy szczęście przez ponad dwa miesiące niemalże dzień w dzień doświadczać. Doznań wyrafinowanych i dojrzałych – kreowanych przez kolumny niemoralnie wręcz uzależniające i sprawiające, iż większość konkurencyjnych – konwencjonalnych konstrukcji wydaje się przy nich zastanawiająco powolna i zachowawcza w oddawaniu emocji i dynamiki drzemiącej w nagraniach. Czy taki ekscytujący, acz pozbawiony oznak jakiejkolwiek wyczynowości dźwięk może się znudzić? Nam, pomimo ponad dwumiesięcznego użytkowania i nieraz kilkunastogodzinnych sesji odsłuchowych owego stanu nie udało się osiągnąć, bądź chociażby z do niego zbliżyć tak, by chociaż zamajaczył gdzieś hen na horyzoncie. Dlatego też doskonale zrozumiemy, gdy dla nader nielicznych szczęśliwców tytułowe Avantgarde Acoustic Trio Luxury Edition 26 będą ostatnimi kolumnami na jakie się zdecydują.

Marcin Olszewski, Soundrebels

Przejdź do strony z całością recenzji