Accuphase C-2300
CZY MAJĄC TEN PRZEDWZMACNIACZ w swoim systemie na co dzień korzystałbym z korekcji barwy? Pewnie nie. Większość nagrań, które często odtwarzam, jest dobrej jakości, a że zasadniczo w swojej bibliotece muzycznej mam w większości muzykę, którą lubię i cenię jestem w stanie jej słuchać nawet pomimo niedoskonałości realizacji. Podejrzewam więc, że przez większość czasu wszystkie cztery pokrętła pozostawałyby w pozycji „0”. Niemniej doświadczenie z krążkiem Aerosmith sprawiłoby zapewne, że i przy kolejnych zwłaszcza rockowych, a więc niekoniecznie audiofilsko zrealizowanych płytach, co sprawdziłem jeszcze słuchając choćby AC/DC, czy U2, chętnie korygowałbym ich brzmienie tak, by brzmiały lepiej mniej drażniąc wyczulone w jakimś stopniu na słabości realizacji uszy.
To nie korekcja w moim przypadku byłaby jednakże funkcją decydującą o wyborze tego przedwzmacniacza. Accuphase C-2300 to bowiem przede wszystkim gwarancja jakości i klasy brzmienia. Nie pisałem właściwie nic o szczegółowości dźwięku, o jego rozdzielczości, transparentności, itd., nie dlatego, że są słabościami japońskiego przedwzmacniacza, ale ponieważ, moim zdaniem, to jeden z tych produktów audio, w których na długiej liście „obowiązkowych” audiofilskich cech charakteryzujących highendowe urządzenie odhaczyć można właściwie wszystkie pozycje.
Nie znaczy to wcale, że to najlepszy przedwzmacniacz liniowy na świecie, ani nawet w ofercie Accuphase, a jedynie tyle, że są takie, które pewne rzeczy robią jeszcze lepiej. Wydaje mi się również, że zdecydowana większość potencjalnych nabywców w czasie (szczególnie dłuższych) odsłuchów szybko o wspomnianej liście zapomni, bo to nie poszczególne cechy są tu ważne, ale efekt końcowy, czyli umiejętne ich wykorzystanie i złożenie w niezwykłą, wyrafinowaną, muzykalnie angażującą całość, która porywa, wzrusza i dostarcza satysfakcji.
W przypadku C-2300 zadbano bowiem o każdy aspekt brzmienia z osobna, ale celem był określony efekt końcowy, całość, która sprawia, że skupiamy się na muzyce, a nie analizie dźwięku, choć jeśli jakość tego ostatniego pozostawia nieco do życzenia to to usłyszycie. Tyle że z tym przedwzmacniaczem zawsze będziecie mogli to w pewnym stopniu skorygować.
Natomiast jeśli należycie do osób, które lubią rozbierać nagrania na czynniki pierwsze i przyglądać się każdemu detalowi, analizować co zostało zrobione dobrze, a co źle w procesie realizacji, to powinniście poszukać innego przedwzmacniacza. Accuphase’a C-2300 trudno jest bowiem nazwać urządzeniem analitycznym. Ale już highendowym, a przy tym wyjątkowo muzykalnym i naturalnym, jak najbardziej.
Wojciech Pacuła, High Fidelity
Przejdź do strony z całością recenzji